Wszelkiego rodzaju harlekiny udowadniają co i rusz, że feministyczna idea bezwzględnej równości płci zawsze będzie przegrywać z biologiczną naturą ludzi. Chciałem napisać kilka słów o tym fenomenie na podstawie książki i filmu „365 dni” autorstwa Blanki Lipińskiej.

Na wstępie chcę podkreślić, że nie mam zamiaru oceniać samej książki. Nie jest to temat tego wpisu, a same walory artystyczne pozostawiam do oceny krytyków literackich i osób, których interesuje ten typ literatury. Skupiam się wyłącznie na społecznym fenomenie dzieła.

Krwiożerczy „maczyzm”

Nie da się ukryć, że dzieło Blanki Lipińskiej jest niebywałym fenomenem. Owszem, zawsze kobieca literatura cieszyła się niesamowitym wzięciem, ale rzadko kiedy seria książek tej samej autorki utrzymywała się na czołowych miejscach listy bestsellerów. Tak jest w przypadku serii „365 dni”. Owe dzieła zajmują miejsca w TOP 10 bestsellerów roku 2019. Druga część serii „Kolejne 365 dni” zajmuje pierwsze miejsce na liście Empiku i wydawnictwa Matras oraz znajduje się na 3 miejscu listy bestsellerów Świata Książki.

Co sprawiło, że książki z serii sprzedały się w oszałamiającym nakładzie ponad 500 tysięcy sztuk? Co sprawiło, że film „365 dni”, który pojawi się lada dzień na ekranach kin, jest jedną z najbardziej wyczekiwanych polskich premier tego roku?

Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, należało by najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, o czym jest ta książka. Przeczytajmy zatem opis:

Laura wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół, wyjeżdżają na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste dziewiąte urodziny, dziewczyna zostaje porwana. Porywaczem okazuje się głowa sycylijskiej rodziny mafijnej, szalenie przystojny, młody Don – Massimo Toricelli. Mężczyzna kilka lat wcześniej przeżył zamach na swoje życie. Postrzelony kilka razy prawie umarł – a kiedy jego serce przestało bić, przed oczami zobaczył dziewczynę, a dokładnie Laurę Biel. Gdy przywrócono go do życia, obiecał sobie, że odnajdzie kobietę, którą zobaczył. Massimo daje dziewczynie 365 dni na to, by go pokochała i została z nim.

Podsumujmy zatem – niesamowicie przystojny gangster i zbrodniarz porywa i zmusza porwaną kobietę, aby w ciągu roku zakochała się w nim. W tym momencie wszystkie feministki musiały dostać ataku serca. Ten cały Massimo to uosobienie toksycznej męskości – nie dość, że gangster, to jeszcze bierze kobietę jak zdobycz i zmusza ją do uległości. Ale ok, wnioski zostawimy na koniec. Skupmy się na fabule.

W czasie trwania fabuły mamy do czynienia z wielokrotnymi przejawami perwersyjnego ukazania stosunków seksualnych, które są ni mniej ni więcej, jak fetyszyzowaniem gwałtu. Główny bohater już na początku daje się poznać, jako pan i władca, który żadnej nie przepuści. Dlatego na dzień dobry dostajemy scenę gwałtu na stewardessie w samolocie. Same też opisy zbliżeń między Laurą a Massimo tętnią agresją i brutalną, samczą siłą. Sama główna oś fabuły, która polega na porwaniu i ubezwłasnowolnieniu kobiety, w zasadzie już nam wiele tłumaczy o relacjach między dwojgiem głównych bohaterów.

Zachęcam do obejrzenia krótkiego trailera filmu, który wkrótce się ukaże:

Blanka w krainie feministek

Jak można było się domyślić, książka i film budzą wielkie oburzenie feministek. Dzieła Blanki Lipińskie powodują u nich spazmy i powszechne oburzenie. Oto bowiem na ich oczach upada mit silnej, nowoczesnej kobiety, która sama kontroluje swoje życie i związki. Laura próbowała ratować swój nudny, przeciętny związek, w którym zasadniczo, to ona nosiła metaforyczne spodnie, a tymczasem uległa silnemu, męskiemu facetowi z krwi i kości.

Sama autorka zdaje się w ogóle nie zwracać uwagi na tego typu komentarze. Jako prawdziwie silna kobieta, zbywa je uśmiechem politowania. Wielokrotnie wyrażała się o feministkach z sympatyczną wyższością, mówiąc o nich per „ukochane feministki”. Co więcej, nawet posunęła się do stwierdzenia, że feministki w głębi duszy chcą poczuć się, jak małe dziewczynki.

W wywiadzie dla Roberta Praszyńskiego (tego, którego gawiedź skazała na bezrobocie, bo w autoryzowanym wywiadzie pytał się głównej aktorki w filmie „365 dni” o to, czy lubi seks) powiedziała:

W filmie będzie można zobaczyć czy to faktycznie był gwałt, o którym tak krzyczały moje ukochane feministki czy jednak był to po prostu dobry seks oralny. To jest w ogóle jedna z moich ulubionych scen

Po czym dodała, że sama chciała wystąpić jako zgwałcona stewardessa.

Tak, bardzo chciałam zagrać stewardessę, ponieważ uważałam, że tylko ja pokażę, o co chodziło w tej scenie. Natomiast moja produkcja stanowczo się na to nie zgodziła i mamy aktorkę, która ją zagrała

Blanka Lipińska wiele razy odnosiła się do sceny gwałtu w samolocie. Jej słowa mogą wywołać szok w poprawnym politycznie świecie. W jednym z wywiadów powiedziała tak na temat tej sceny:

Ja tam żadnego gwałtu nie widzę, chociaż szukałam wnikliwie. Dla jednych kobiet to jest gwałt, feministki bardzo głośno krzyczały na ten temat. Dla innych kobiet to bardzo fajny seks oralny. (…) Nie wyłapałaś, że moja stewardesa podrywała go, prowokowała. Miała tylko pecha, bo spodziewała się, że to będzie romantyczny stosunek, a dostała dominanta. Stąd płynie ważna nauka: uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać, ale nie w takiej formie, o jaką prosiłaś albo na jaką jesteś gotowa. Poza tym ostatnio czytałam o badaniach amerykańskiego psychologa Justina Lehmillera, z których wynika, że 61 proc. kobiet fantazjuje o seksie, na który nie wyraziły zgody.

Wyobraźcie sobie, drodzy czytelnicy, jaki szok wywołałyby takie słowa, gdyby wypowiedział je mężczyzna. Myślę, że spotkałby go gorszy los niż pana Praszyńskiego. Ale Blanka Lipińska ani myśli hamować się w wypowiadaniu swoich myśli. Wie, że może sobie na to pozwolić, bo zarabia miliony i nie musi udawać, że ją obchodzi czyjeś zdanie. W ten sposób podsumowała ideę feminizmu:

Jestem feministką, tylko XXI wieku. Nie uważam byśmy dzisiaj musiały walczyć o swoje prawa. Nie czuję się gorsza, słabsza. Choć nawet chciałabym się poczuć. W męskim świecie biznesu jest faktycznie niewiele kobiet, ale jest tam także Lipińska, która jest jak taran, nie do zatrzymania. Ktoś powie, że kobiety zarabiają mniej. Ale ja nigdy nie zarabiałam mniej, zawsze potrafiłam zawalczyć o dobrą pensję. Dlatego uważam, że słabość to nie jest kwestia płci, a charakteru. Wiem, że to bardzo niepoprawne politycznie. Feministki nie lubią mnie też, bo uznaję swoją słabość jako kobiety w stosunku do mężczyzny. Lubię dawać się sobą zaopiekować, pozwalać otwierać przed sobą drzwi. Dawać facetowi płacić za mieszkanie, kolację, wakacje, mimo że mnie na to stać. Matka natura wyprzedziła feministki, tak urządzając świat, by to facet był silniejszy, organizował schronienie, polował na zwierzynę, chronił domowe ognisko, które tworzy kobieta. Dla mnie to facet ma być silniejszy, bogatszy, inteligentniejszy, bo ja chcę czuć się przy nim bezpiecznie. Dlaczego jako kobiety mamy z tego rezygnować? Właśnie tego mi brakuje w życiu, silnego mężczyzny, dzięki któremu poczułabym się zaopiekowana. I nie mylmy tego z utratą niezależności, absolutnie. Bo dopiero kobieta niezależna umie czerpać radość z bycia „małą dziewczynką”. Ona nic nikomu nie musi udowadniać, ona wtedy ma tak, jak chce i lubi, a nie jak musi.

Tutaj wszystkie przytoczone wypowiedzi.

W czasach politycznej poprawności w stosunku do kobiet, wygłaszanie tego typu tez jest bardzo kontrowersyjne. Ale wiecie co jest śmieszne? Lipińska ma tutaj absolutną rację. Dokładnie tak myśli wiele kobiet. Najlepszym dowodem jest to, w jak ogromnym nakładzie sprzedają się jej dzieła. Tak samo mówiąc, że słabość to kwestia charakteru – feminizm nie jest ideologią dla silnych kobiet, a wręcz przeciwnie. Daje poczucie bezpieczeństwa i przynależności jak subkultura. W subkulturze nie trzeba się konfrontować ze „złym światem”, każdy poklepie cię po pleckach i wyrazi poparcie. Inaczej niż w normalnych życiu, gdzie istnieją ludzie o różnych poglądach i rożnych zachowaniach, z którymi trzeba się zmierzyć. Jest zatem ideologią dla ludzi słabych, którzy co i rusz muszą udowadniać sobie, że cały świat jest przeciwko nim. Prawdziwie silne kobiety to te, które odrzucają współczesny feminizm. Wymieniłbym wśród nich sędzię Judy Sheindlin, Camille Pagillę, Margaret Thatcher a teraz do tego grona dołączyłbym Blankę Lipińską. Wszystkie te kobiety odrzuciły feminizm i osiągnęły zawodowy sukces. Natomiast trudno mi wymienić z głowy kobietę, która osiągnęła sukces będąc feministką, wyznającą współczesne ideały tego ruchu.

Narracja vs. Natura

Seria „365 dni” ukazuje głęboko skrywane pragnienia wielu kobiet. Potrzeba bycia zdominowaną przez dużego, silnego samca jest zgodna z pierwotnymi instynktami, tak samo jak pierwotną, podświadomą potrzebą mężczyzn jest potrzeba dominacji. Badania naukowe potwierdzają to zjawisko. Naukowcy z University of North Texas, odkryli, że 31-57% kobiet fantazjowała na temat gwałtu, natomiast dla 9-17% kobiet jest to ulubiona fantazja seksualna. W innym badaniu, tych samych naukowców, wyszło , że  o gwałcie fantazjuje aż 62% kobiet. Niemniej badacze zauważyli, że fantazje o gwałcie w żaden sposób nie korelują z chęcią bycia zgwałconą w świecie rzeczywistym. Gwałt często pozostawia trwały ślad w psychice. Jednakowoż te badania wiele mówią nam na temat skrytych pragnień płci żeńskiej.

Skąd potrzeba bycia zdominowaną i uległą? Jak zwykle kluczową rolę spełnia tutaj podświadomość, będąca wynikiem setek tysięcy lat ewolucji człowieka. Tak głosi psychologia ewolucyjna. Kobiety w czasach prehistorycznych wybierały najsilniejszego samca w stadzie, który zapewniał bezpieczeństwo jej i jej dzieciom. Efektem tej strategii są fizyczne cechy, podawane przez współczesne kobiety jako atrakcyjne u mężczyzn – szerokie ramiona, mięśnie, wysoki wzrost. Co ciekawe, wbrew obiegowym mitom, długość i kształt penisa jest zazwyczaj na szarym końcu wśród atrakcyjnych, męskich cech podawanych przez panie. Badania dowiodły, że kobiety odczuwają większy pociąg fizyczny do bardziej umięśnionych mężczyzn w trakcie dni płodnych. Jest to dowód na to, że tacy mężczyźni byli naturalnym wyborem kobiet na biologicznego ojca dzieci.

Czy siła i dominacja fizyczna nad kobietą idą w parze z dominującym zachowaniem? Tutaj również nauka idzie nam w sukurs. Badacze z University of Texas zbadali kobiece zachowania seksualne w okresie owulacji. Jeden z trzech badań z cyklu dotyczył zachowań mężczyzn. Badane kobiety oglądały w filmy, które przedstawiały z jednej strony dominujących, silnych mężczyzn, których zachowania były społecznie nieakceptowane, a następnie miłych i grzecznych panów, którzy zachowywali się zgodnie z zasadami. Kobiety musiały odpowiedzieć, który z nich lepiej nadawałby się na ojca, również przy pracach domowych związanych z dziećmi. Choć logiczna wydaje się odpowiedź, że ten miły i ułożony, to odpowiedzi były zależne od tego, czy kobiety były w czasie owulacji, czy nie. Okazało się, że te będące w czasie owulacji wybierały tych pierwszych. Zatem jak widać, pierwotna strategia seksualna odnosi się nie tylko do siły fizycznej, ale także dominacji i agresji w zachowaniu.

Grey po polsku

W obliczu tych faktów, nie dziwi więc to namiętne pragnienie kobiet bycia zdominowaną przez mężczyznę. Blanka Lipińska po prostu dała kobietom to, czego pragną. Przy okazji wystawiając na pośmiewisko wszelką lewicową antropologię kultury, która tkwi w przekonaniu, że wszystkie role społeczne, jakie pełnimy, są wytworem społecznych schematów.  Jest wiele badań psychologii ewolucyjnej (która zresztą tkwi w permanentnym konflikcie z piewcami teorii gender), które przeczą temu, co głoszą feministki, niemniej nikt empirycznie nie udowodnił tego tak dobitnie, jak autorka serii „365 dni”. Ta sama autorka, która z szelmowskim uśmiechem opowiada, że feministki też pragną poczuć się jak mała dziewczynka, trywializując toksyczne zachowania swoich męskich bohaterów, kpiąc z poważnych zarzutów pod swoim adresem.

Nie ukrywam, że podoba mi się to niezwykle, w jaki sposób Blanka Lipińska drwi sobie ze swoich krytyków, udowadniając, że prawdziwa siła kobiet nie tkwi w zaprzeczaniu naszych biologicznych cech, ale w poskromieniu ich celem osiągnięcia sukcesu. W końcu to ona zamieniła fantazje setek tysięcy Polek (i nie tylko Polek, bo jej książki sprzedają się tez w innych krajach) na miliony złotych. I zrobiła to bez żadnych parytetów, pozytywnej dyskryminacji czy innych akcji afirmacyjnych. Aż mam ochotę powiedzieć „Go girl!”. Tak wygląda prawdziwa kobieta sukcesu.

Mężczyzna racjonalny

Czy jesteś wystarczająco pewny siebie, żeby jak prawdziwy mężczyzna przyjąć odtrącenie na klatę, uśmiechnąć się nonszalancko i wrócić po więcej?
Czy może uciekniesz, odcinając się od reszty świata za wygodnym buforem?
Przekonaj się!